Jak tylko na rynek weszły netbooki, byłem wniebowzięty – czegoś takiego własnie potrzebowałem! Do tego czasu chcąc mieć malutki komputerek trzeba było wydać naprawdę kupę forsy, dużo więcej niż za normalnych rozmiarów lapka, albo kupić jakiegoś staruszka (Toshiba Libretto, Vaio Picturebook), cierpiąc z jego parametrami. A ja chciałem mieć komputer może niezbyt potężny, ale mobilny – nieduży, długo trzymający na baterii. Netbooki wydawały się spełniać te wymagania – laptopa mogłem mieć ze sobą cały czas.
Kupiłem MSI Winda jak tylko wszedł do Polski – pewnie jeden z pierwszych egzemplarzy w .pl. Trochę później dołożyłem do niego baterię 6-cell (która w międzyczasie stała się standardem w Windach). Czy spełniał moje wymagania? No spełniał – był nieduży, dosyć lekki, na baterii trzymał kilka godzin (pewnie ze 4, ale nigdy nie doszedłem do granic), w razie czego można było na nim nawet odpalić fotoszopa (ale to już w krytycznej sytuacji – i to bardziej ze względu na niewielką rozdzielczość niż powolność).
Tylko że pojawiła się lepsza alternatywa. Tablety. Tablet (w moim przypadku – iPad) ma ekran podobnych rozmiarów co Wind, jest dużo lżejszy, dłużej trzyma na baterii, w mojej wersji ma łączność 3G (czyli internet zawsze, wszędzie i o każdej porze). Owszem, soft jest ograniczony. Ale do czego używałem Winda? Głównie do doraźnego korzystania z Internetu, do poczty, przelewów przez Internet (uratowało mi to raz życie). Środowiska programistycznego czy PS do celów praktycznych nigdy nie użyłem. A iPad do takiego „casual” surfowania (stronki, fejsik, rssy) jest fenomenalny.
Pytanie w jakich zastosowaniach Wind jest lepszy od tabletu. Na pewno przy robieniu notatek na wykładach dużo wygodniejsza jest fizyczna klawiatura – ale jeśli bym używał iPada do takich celów, razem z nim bym kupił klawiaturę. Szczerze powiedziawszy nic innego nie przychodzi mi do głowy.
Tak więc – Wind poszedł w odstawkę.