Kupieckie Domy Towarowe to bardzo ciekawe zjawisko. Powstały jako kontynuacja eksplozji przedsiębiorczości z początku lat 90-tych, czyli łóżek polowych i „szczęk” rozstawionych na placu Defilad, ścisłym centrum Warszawy. Kilka lat później, w 2001 roku, ówczesny prezydent Warszawy Paweł Piskorski oddał stowarzyszeniu kupców teren pod targowiskiem w dzierżawę, i na tym terenie powstały hale KDT – i oczywiście zostało to okrzyknięte sukcesem współpracy samorządowców ze społeczeństwem. Lech Kaczyński, w czasie swojej kadencji na stanowisku prezydenta Warszawy, bez żadnej dyskusji przedłużył dzierżawę. Ale wszyscy wiedzieli, że taka blaszana buda w środku dwumilionowego miasta stać nie może.
Jako że jest to blog prywatny a nie telewizja z misją, nie będę ukrywał mojego nastawienia do całej sprawy. Nie będę ukrywał, że łamanie prawa powinno być odpowiednio ukarane.
Cały czas trwały bardziej lub mniej intensywne rozmowy na temat przeniesienia targowiska w inne miejsce. W którymś momencie (według portali – około 10 lat temu) ze strony Ratusza padła „obietnica” przekazania spółce KDT bez przetargu innego fragmentu placu Defilad (ten, na którym stoi teraz hala jest przeznaczony pod prace nad łącznikiem między pierwszą a drugą linią metra). Realizacja takiej obietnicy byłaby oczywistym złamaniem prawa, strasznym marnotrawstwem pieniędzy, no i pozostawieniem bazaru w kluczowym miejscu. Niby zamiast hali miał powstać piękny dom towarowy – przy współpracy kupców, miasta i inwestora, ale inwestycja była po pierwsze bardzo ryzykowna (nikt nie wierzył w zebranie przez kupców deklarowanej przez nich kwoty), a po drugie inwestor by chciał coś w zamian, więc wszystko by się sprowadzało do oddania bardzo drogiego gruntu w ręce inwestora. Sprawa więc upadła.
Kupcy dostawali kolejne propozycje alternatywnych lokalizacji – od innego miejsca w Warszawie, po dołączenie się do sprzedawców z centrum Maximus w Nadarzynie, które to funkcjonuje na podobnych zasadach, asortymencie i klienteli co KDT – i pomimo relatywnie odległej lokalizacji, świetnie sobie radzi – część kupców z KDT się do nich nawet przeniosła po pierwszych zapowiedziach likwidacji hali w centrum. Ale oczywiście żadna z propozycji nie umywała się do placu Defilad, więc wszystkie zostały odrzucone.
Z końcem 2008 roku dzierżawa placu pod halą KDT wygasła. Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz ogłosiła, że jako że rozmowy nic nie dały, nastąpi likwidacji hali i jest to decyzja nieodwołalna. Kupcy mieli czas do końca stycznia na opuszczenie KDT, a w ciągu kolejnych trzech miesięcy hala miała być rozebrana. Tymczasem minął styczeń, i nic. Luty – też nic. Co więcej, kupcy buńczucznie zapowiadali, że nigdzie się nie ruszą. Ratusz uzyskał prawomocny nakaz eksmisji sprzedawców. I dalej nic. Taka sytuacja jawnego kpienia z decyzji sądu trwała przez kilka miesięcy, aż ktoś powiedział „dość”, i na 21 lipca 2009 r. wyznaczono datę wkroczenia komornika. Kupcy takiej informacji nie mogli zignorować, i zareagowali – zabarykadowali się w środku, wcześniej przynosząc zapas płyt chodnikowych i pałek różnego rodzaju.
Komornik nie mógł już odpuścić – przyszedł w towarzystwie policji, straży miejskiej i wynajętych przez miasto ochroniarzy. I stało się to, czego chyba nikt zdrowo myślący nie mógł się nie spodziewać: zadyma. „Obrońcy” odpalali w kierunku „szturmujących” gaśnice, polewali wodą, rzucali różne ciężkie przedmioty. „Szturmujący” z kolei pacyfikowali tłum gazem paraliżującym, próbując wyłamać drzwi, przeciąć łańcuchy, odwalić sterty złomu blokujące przejście. Kupcy stopniowo robili odwrót – najpierw na piętro hali, później na dach, aż już nie mieli gdzie uciekać, i cała sprawa się skończyła.
Jak można patrzeć na tą sytuację? Przypomniała mi się obowiązkowa rozprawka z „Antygony” Sofoklesa, przerabiana chyba w każdym liceum.
Racje Antygony racjami serca
Kupcy mieli „obiecany” dobry grunt w centrum Warszawy. Nie wiem, czy naprawdę wierzyli, że go dostaną, czy nie – tak czy tak była to dobra wymówka, żeby odrzucać wszelkie propozycje innych lokalizacji targowiska. Nie wiem, czy liczyli na cud, czy na nagłe natchnienie Rady Warszawy, że podpisze z nimi kolejną umowę na dzierżawę tego gruntu, ignorując potrzeby na przykład ze strony metra.
Kupcy tłumaczą, że oni „walczą” o swoje miejsca pracy, że zostają wyrzuceni na bruk, ze ponad 2000 ludzi straci środki do życia. Tymczasem od roku 2004, kiedy to Lech Kaczyński przedłużył umowę z KDT, wiedzieli, że jeśli do końca 2008 roku nie dogadają się z Ratuszem, muszą się liczyć z eksmisją. Przez prawie 20 lat handlowali w najlepszej lokalizacji, jaką tylko można sobie wyobrazić. To dość czasu, aby przygotować chociażby konkretny plan działań, zabezpieczenie finansowe, cokolwiek. A tu nic, tylko żądania „dajcie”. Wydawało mi się, że kto jak kto, ale „drobni kapitaliści”, pierwsi beneficjenci zmiany ustroju, zauważą, że „dajcie” to stara śpiewka. Wiem wiem, od 1989 roku mieliśmy dużo akcji „dajcie”, które przynosiły skutek, psując nam społeczeństwo, czego dalej ponosimy skutki (np. sprawy Stoczni Gdańskiej, która od dawna jest w prywatnych rękach, a stoczniowcy protestują, żądając od Rządu ochrony ich miejsc pracy), ale właśnie oni od samego początku radzili sobie sami.
Kupcy mówią, że oni są gotowi do rozmów, i cały czas chcieli rozmawiać, że są oszukani przez wszystkich. Gotowość do rozmów oznacza skłonność do kompromisu, a rozmowa w postaci „jak nie dacie miejsca na pl. Defilad to my się nigdzie nie ruszamy ze starej hali” to raczej monolog. Czy są oszukani? Na pewno nikt nie mówił, że zostaną w tym samym miejscu do końca świata. Obietnica gruntu na pl. Defilad była wystosowana przez osobę z poprzedniej kadencji, i jeśli nie była zrealizowana dopóki ta osoba była władna, to ona nic nie znaczy – jeśli cokolwiek znaczyła w momencie jej wypowiadania. Przenoszenie tej obietnicy na całą Radę Warszawy, instytucję Prezydenta Miasta, czy nawet ogólnie na miasto, jest co najmniej naiwne (nie chcę nazywać tego dosadniej). Na stwierdzenie „obiecano nam” mogę powiedzieć co najmniej „pokażcie na to papier”.
Biznes to nie jest szkoła podstawowa, gdzie jak ktoś nam coś obieca i tego nie dotrzyma, to będziemy stosować różne środki nacisku, aż zostanie ona zrealizowana. Tutaj najwyraźniej próbowano coś takiego zrobić, i się na tym jedna strona konfliktu mocno przejechała.
Dzisiaj rano ma się odbyć narada sprzedawców z KDT pt. „co dalej” – jeśli oni dopiero teraz się zastanawiają „co dalej”, to znaczy że byli tak bezczelni, że uważali że do eksmisji, czyli realizacji prawomocnego wyroku sądu, nie dojdzie. Wczoraj słyszałem wypowiedź kogoś z KDT, że oni tylko chcieli przedłużenia dzierżawy do 2011 roku, żeby nie stracili źródła zarobkowania w czasie, kiedy będą budować nową halę, w innej lokalizacji. Wypowiedź ta mnie osłabiła na tylu polach, że musiałem usiąść. Po pierwsze, czemu do cholery nie zrobili tego w czasie obowiązywania umowy? Mieli masę czasu od 2004 roku. Mieli masę czasu od 2006 roku, kiedy to zmieniła się ekipa rządząca w Mieście, jasno dająca do zrozumienia jakie jest jej stanowisko w tej sprawie. Po drugie, jeśli tego nie zrobili do tej pory, jaka jest gwarancja, że w 2011 znowu by nie było zadymy? Po trzecie, mówią to osoby nielegalnie zajmujące teren należący do miasta, ponad pół roku po wygaśnięciu ich umowy.
Racje Kreona racjami rozumu
Warszawski Magistrat nie był w stanie się dogadać z Kupcami. Wczoraj Grzegorz Napieralski, przewodniczący SLD, stwierdził, że jest to wielka porażka rządzących Warszawą – może i tak, ale ja te słowa odebrałem jako kop w tyłek przeciwnika politycznego. Bo żeby się dogadać, to musi być chęć dogadania się z drugą stroną. Jeśli tej chęci nie ma, to co by się nie zrobiło, zawsze będzie źle.
Samorządowcy swoim stanowiskiem, jak twierdzili, bronili majątku Miasta (nie chcą oddać bardzo cennego gruntu na pl. Defilad), bronili sensowności zagospodarowania terenu (blaszana hala w centrum), bronili też innych inwestycji (grunt pod halą jest niezbędny do budowy drugiej linii metra). Dlatego proponowali inne lokalizacje, chociaż wcale nie mieli takiego obowiązku. Na sesje Rady Warszawy przychodziły „delegacje” kupców, których głównym zajęciem na sesjach było hałasowanie, gwizdanie i ogólne robienie zamieszania. Moim zdaniem z takimi ludźmi się nie rozmawia, ale widać radni czuli presję tych dwóch tysięcy ludzi (aczkolwiek ciekawe ile osób faktycznie było zaangażowanych w akcję „ratujmy KDT”).
Po wygaśnięciu umowy dzierżawy, kupcy mieli miesiąc żeby spokojnie się wyprowadzić. Nie zrobili tego, więc sąd wydał nakaz eksmisji. Od tego momentu komornik miał wszelkie prawo wyrzucić sprzedawców z hali. Kupcy byli informowani, że do tego dojdzie. Wszystko obyło się bez pośpiechu, bez włamań w nocy, bez działań z zaskoczenia. Data wczorajszej akcji siłowej też była znana. A sprzedawcy postanowili zrobić wielkie show. Kobiety blokowały okoliczne ulice, mężczyźni ustawiali barykady. Koniec końców, jedni i drudzy dostali to, o co się prosili.
Politycy
Politycy jak zwykle – korzystają ile można, żeby się pokazać jako obrońcy uciśnionych, i zarazem dokopać przeciwnikom. Napieralski kwitujący, że to magistrat nie był w stanie się dogadać z kupcami, to najlżejsza z wypowiedzi. Mariusz Błaszczak, rzecznik Prawa i Sprawiedliwości, żądał, aby Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji Grzegorz Schetyna wydał polecenie Policji, aby ta interweniowała – oczywiście w obronie kupców, atakowanych przez „bestialskich” (słowa posłów PiS) ochroniarzy. Poseł Błaszczyk stwierdził też, że „Złamanie prawa jest wtedy, gdy właściciel terenu domaga się jego opuszczenia. W tej sytuacji nie można egzekwować prawa siłą.” Nie wiem jak można to skomentować.
Amnezja
Prezydent RP Lech Kaczyński wyraził „poważny niepokój” w sprawie użycia siły do usunięcia osób okupujących hale KDT. Jak to powiedział, „Nie mogę się zgodzić, że użycie siły wobec osób broniących swych miejsc pracy było konieczne.” Czyli jak, komornik powinien grzecznie poprosić o opuszczenie hali (co też zrobił), a wobec odpowiedzi odmownej grzecznie opuścić teren? Łatwo to mówić panu Prezydentowi, bo to nie jego by nazwali „nieudolnym”, któremu nie udało się skutecznie egzekwować prawa.
Wypowiedzi pana Kaczyńskiego są o tyle ciekawe, że jemu, w 2004 roku, kiedy przedłużał dzierżawę terenu dla KDT, przypominano, że hale miały być rozebrane, ale Kaczyński zgodził się na przedłużenie o jeszcze rok, gdyż „w tym roku nie ma jeszcze potrzeby rozpoczynania prac budowlanych na Placu Defilad”. Zgodził się zaznaczając jednak, że „To jest jedynie przesunięcie. Ja wyraźnie powiedziałem kupcom, że w przyszłym roku hale nie będą mogły istnieć”.
Politycy strasznie łatwo zapominają.
Media
Jak się można było spodziewać, media zrobiły sobie z całej akcji używanie. Stacje komercyjne na równi z mediami publicznymi nadają relacje na żywo, kanały informacyjne robią relacje całodobowe. Zamieszanie, akcja, łzy – to wszystko się super sprzedaje. Ludzie z KDT mają to co chcieli – reklamę, jaka by kosztowała miliony, gdyby musieli za nią płacić.
Reportaże TVP, wręcz przysłowiowo obiektywne, zasługują na osobną wzmiankę. Wieczorne wydanie wiadomości z 21.07.2009 zawiera obszerny reportaż pokazują niewzruszone twarze ekipy rządzącej przeciwstawiane pokrzywdzonym kupcom, walczącym jedynie o prawo do godnego życia. Komentator dokładnie informuje, że „ochroniarze byli najbardziej agresywni”, widać starszego pana, któremu „prysnęli gazem w twarz, i to nie raz”. Redaktor dodaje, że ich kamera wielokrotnie uchwyciła, sytuacje pryskania gazem przez ochroniarzy w czasie „szturmu”.
Teraz pomyślmy sobie: jesteś ochroniarzem. Płacą ci za przejęcie hali. Nie masz w obowiązkach wpisanego „służyć i chronić” – jesteś najemnikiem, który chce zrobić swoje najmniejszym wysiłkiem. Przeciwko sobie masz tłum rzucający kostką brukową, machający pałkami, generalnie utrudniający życie jak tylko się da. Czy w takiej sytuacji użycie gazu jest nieuzasadnione, pamiętając że pomaga się komornikowi, który wykonuje swoje zadanie z mocy prawa? Czy mieli dawać się okładać? Czy bić ich pałkami?
Dalej w „Wiadomościach” pokazano czerwonego, zapłakanego pana, mówiącego „Gazują! Biją wszystkich! Ja z dziećmi tu przyszedłem! Małymi!” Chyba mamy mu współczuć, ale gość, który nie dość że pcha się w awanturę, a jeszcze przyprowadza małe dzieci, zasługuje na oberwanie pałą.
Media publiczne oczywiście są obiektywne – narrator mówi „Ale kupcy nie pozostali dłużni – w ruch poszły kostki brukowe i kamienie” – po czym pokazano sprzedawczynię (chyba? bo nie miała na sobie munduru żadnego) wyjącą z bólu (chyba?) w karetce. Wprawne oko mogło zauważyć w następnej scenie, że „ciężko ranna” sprzedawczyni (inna niż wyjąca) dostaje krople do oczu, a ranny z drugiej strony barykady był ciągnięty po ziemi za rękę.
Później przebitka na barykadujących się kupców, później pani wyjąca że „tam jest mój wnuczek co ma półtora roku”. Później informacje o żądaniach przedstawicieli PiS, aby pani prezydent rozmawiała z kupcami. Później przebitka na posłankę PiS znajdującą się wewnątrz hali w czasie szturmu, drżącym głosem informującą, że kupcy się tam bronią. Kilka przebitek na gadające głowy (Napieralski informuje o braku umiejętności negocjacyjnych władz Warszawy). Dalej scena ciekawa: Hanna Gronkiewicz-Waltz podchodzi do mównicy, szybka przebitka na kordon policji walczący z tłumem, i znowu Prezydent Warszawy. Później handlarze krzyczą „gdzie jest policja” (to proste, jest po drugiej stronie barykady, próbując ją zdemontować).
Później informacja, że kupcy oczywiście chcieli opuścić halę, ale jak już będzie nowa hala – tylko niedobre władze się nie zgodziły. Rzecznik KDT powiedział, że „kupcy nigdy nie chcieli zostać w tym blaszaku”, „potrzebują tylko odrobiny czasu na zrealizowanie inwestycji” – dwa lata to odrobina czasu? I jakiej inwestycji?
No i na koniec komentarz, że ochroniarze chcieli wyrwać ekipie TVP kamerę. W domyśle – na pewno mają coś do ukrycia.
Generalnie przekaz jest jasny: broniący się kupcy, z małymi dziećmi, są atakowane przez hordy dzikich ochroniarzy, pryskających gazem gdzie popadnie. A to wszystko przez to, że władze miasta nie chciały dać handlarzom „odrobiny” czasu na dokończenie inwestycji.
Dzieci
Rzecz, która mnie najbardziej zmierziła w tej całej sytuacji, to to, że wielu sprzedawców przyszło „bronić” hali z dziećmi, większymi (na portalach można było znaleźć zdjęcia 12-latki, która oberwała gazem) i mniejszymi (w TV z kolei była przebitka kobiety wydzierającej się „tam jest moja 1,5-roczna wnuczka!”). Nie wiem jaki był tego cel – podejrzewam, że połączenie „ludzkiej tarczy” z robieniem show. Widziałem kawałek pyskówki między panią sprzedawczynią a „widzem” zamieszania na ten temat. Widz stwierdził, że on, jako ojciec, nigdy w życiu by nie przyprowadził dziecka w miejsce, gdzie dziecku się coś może stać, naraża się jego życie. Paniusie sprzedawczynie replikowały, że to komornik naraża życie dzieci, bo dzieci muszą coś jeść, a przez komornika nie będą miały. Tu mi znowu witki opadły. Nawet jeśli komornik jest zły i niedobry, to jaki był cel przyprowadzania tych dzieci? Osobiście byłbym za odebraniem tym rodzicom praw rodzicielskich za świadome narażanie życia swoich dzieci. Trochę mi to przypomina scenkę z programu Ali G Show, gdzie Sasha Baron jako Bruno (jego alter-ego ze świata mody) robi casting do reklam z udziałem dzieci, zadając pytania w stylu „czy dziecko dobrze się czuje z osami, pszczołami i szerszeniami”, „czy dziecko dobrze toleruje zapalony fosfor”, „czy dziecko lubi gwałtowne przyspieszenia i hamowania, czy musi przy tym być w foteliku” – oczywiście wg rodziców chcących wcisnąć dzieci do reklam, wszystkie uwielbiają to o co pytał Baron (do obejrzenia tu).
Pokłosie
40 osób w szpitalach. 22 osoby mają dostać zarzuty czynnej napaści na policjantów i ochroniarzy. Hala została zajęta. I po co było zaczynać zadymę?
A ja…
A ja wolę drugą linię metra i cokolwiek innego na miejscu Hali, gdzie w każdym stoisku z podobnym asortymentem towar był identyczny, i zazwyczaj identycznie tandetny, droższy niż gdzie indziej, w stylu (jak to się reklamowali w radio) „warszawskiego szyku”, czyli róż, złoto, i wszystko inne, kojarzące się z tandetą. Trochę generalizuję, bo było kilka wyjątków od tej reguły, ale ginęły w gąszczu dresiarskiego badziewia.
Wyszedł mi długi elaborat, ale szlag mnie trafiał jak widziałem jawne kpiny z prawa, przedstawianie kupców jako pokrzywdzonych przez los, miasto i ochroniarzy, komentarze jakoby im się cokolwiek należało, że miasto powinno im „dać” inne miejsce, równie dobre itp.
Źródła:
- wypowiedzi posłów PiS: Gazeta.pl
- wypowiedzi Lecha Kaczyńskiego jako prezydenta Warszawy: strona UM Warszawa
Wszystko, tylko nie „kupcy”. Kupcy to mieli własne kamienice na Długiej w Gdańsku.
@sziwan: fakt, przepraszam. Poddałem się promowanej w mediach manierze. Motłochu rzucającego cegłówkami kupcami nazwać się nie da.
Jak to łatwo wymądrzać się w Internecie i obrażać innych… Jakie to bezpieczne… Idź, powiedź prosto w oczy ludziom z KDT, co o nich myślisz, bohaterze z frazesami o prawie na ustach.
Jeśli nie podobają Ci się ciuchy z KDT i Cię stać na droższe, to nie kupuj ich. To proste. Sam też tam nie chodzę na zakupy, ale jestem w stanie zrozumieć, że w Warszawie jest mnóstwo ludzi, których nie stać na droższe. Dlatego chodzą do KDT, na Stadion czy inne bazary.
Miasto, a właściwie HGW, łaski ludziom nie robi. Śmierdzą jej pieniądze z KDT? Ciekawe skąd wezmie teraz te miliony, które co roku wpadały do miejskiej kasy. Taka bogata ta Warszawa, że lekką ręką pozbywa się tych pieniędzy? Pewnie dlatego miasto tonie w długach, skoro ma takich „gospodarzy”…
@ptecza: Jak łatwo siedząc przed komputerem rozprawiać o tym, że to bardzo dobrze, że ludzie z KDT zrobili rozpierduchę – coś, czego samemu by się nie zrobiło. No chyba że jak by Cię zwolnili z pracy, to byś się zabarykadował w pokoju i rzucał cegłówkami w prezesa?
„Frazesy o prawie”? Przestrzeganie prawa to frazes? Słabo mi… I całe szczęście, że nie muszę nikomu mówić o konieczności przestrzegania prawa – jeśli ktoś nie wie tego od małego, to od przypominania jest policja.
Nikogo nie obrażam – nazywam rzeczy po imieniu. Jeśli ktoś łamie prawo i robi chuligańskie zadymy w sytuacji, gdzie policja chce egzekwować to prawo, to nie jest żadnym kupcem, żadnym „obrońcą miejsc pracy” – jest chuliganem. Jeśli ktoś się czuje obrażony, to może niech przedstawi swój wywód pokazujący w jaki to sposób chuliganem nie jest.
Co do cen: KDT nie było tanie, więc argument o cenie jakoś do mnie nie przemawia.
No i co to za argument „śmierdzą jej pieniądze z KDT”? Może Miasto niech wynajmie ratusz agencji towarzyskiej, bo przecież pieniądze nie śmierdzą. I nie, nie HGW – przeczytaj wyżej, zobaczysz że to „nawet” sam obrońca uciśnionych Kaczyński zapowiedział, że hale muszą zniknąć.
Dochody to nie wszystko – nie można temu wszystkiego podporządkowywać. Potrzebna jest druga linia metra. Potrzebny jest harmonijny rozwój miasta.
Wiesz co, gdyby sugerowanie Ci kariery politycznej nie było jawną i oczywistą obrazą, to normalnie po przeczytaniu tego posta świadomie i bez żadnych ale oddałbym na Ciebie głos w przyszłych wyborach ;]