Wygląda na to, że przyszła zima. I to w takiej formie, w jakiej najbardziej ją lubię (no, może trochę za ciepło jest). Pada gęsty śnieg, duże płatki, nie rozciapkują się od razu na ulicy, tylko zmieniają się w miękki puch. Wyglądam przez okno – ciemno, jedynie w pomarańczowym świetle sodowych latarni widać wirujące płatki. Na ten widok czekam co roku. Gęsty, wirujący śnieg w świetle latarni. Od razu mam ochotę wyjść na dwór, chodzić bez celu, co jakiś czas patrząc się prosto w niebo, patrząc na to kłębowisko nad moją głową. To bardzo uspokaja. Czuję się wtedy odcięty od wszystkiego, gdzieś na końcu świata, sam ze swoimi myślami.
Tak uspokajająco działa na mnie chyba cała atmosfera zimy. Do tego dochodzą święta. Ściany mojego pokoju są mniej więcej pomarańczowe, podobnego koloru są lampki małej choinki, którą sobie stawiam na biurku – razem daje to ciekawy efekt. Ciepłe kolory i wyglądanie za okno, na przykryte śniegiem chodniki, przez które przemykają zawinięte od stóp do głów osoby, czasem ciągnące na smyczy różne futrzaki, a czasem będące przez nie ciągnięte.
Tak, lubię tą porę roku.